Wolne? A co to za słowo? - maturo, nadchodzę!
Choćby człowiek nie wiadomo jak się starał, ubierał, odżywiał, omijał innych z daleka - jeśli choróbsko chce go dopaść i tak go dopadnie.
U mnie nic na to nie wskazywało, w ostatnich dniach czułam się świetnie, co prawda weekend tak czy tak miałam dość aktywny, ale przynajmniej troszkę się wyspałam i czułam się całkiem dobrze. Poniedziałek do wspaniałych nie należał, ale też było ok. I nawet dzisiaj rano nie spodziewałabym się, że coś będzie nie tak... a tu proszę, niby nic, a cichutko, powoli skradało się w moją stronę przeziębienie. Zaczęło się od zmęczenia. Niby spałam całą noc, a jakoś tak oczy mi się same kleiły, ale stwierdziłam że to wina szkolenia na temat matury i egzaminu zawodowego. Starałam się, no naprawdę bardzo się starałam słuchać, ale opadające oczy skutecznie mnie przenosiły w zupełnie inny wymiar. Zleciała kolejna lekcja, troszkę mnie zaczęła głowa boleć, ale że migrena to mój dobry znajomy nie zdziwiło mnie to. Podejrzanie zaczęło być, kiedy lekcję później wszyscy w krótkich rękawkach chodzili, a ja trzęsłam się z zimna. Oczywiście nadal bardzo się starałam, ale zmęczenie było silniejsze i odpływałam. I tak naprawdę dopiero po piątej lekcji się złamałam, bo usłyszałam że wyglądam jakbym zaraz miała zjechać na podłogę, a jak zobaczyłam się w lustrze to, no... ewakuowałam się do domu.
Oczywiście jak każde opowiadanie i to musi mieć jakąś puentę, do której właśnie powolutku zmierzam. Bawi mnie strasznie to, że kilka lat temu dałabym się pokroić za tydzień jakiegoś przeziębienia, żebym tak mogła poleżeć tydzień w łóżku, nic nie robić, pooglądać telewizje, wyspać się... A dzisiaj w kółko myślę o tym, że jak jutro się nie wykuruję to chyba pójdę do szkoły jak zombie, ale pójdę - przecież czwartek i piątek mam tak naładowany sprawdzianami że nigdy tego nie nadrobię, bo oczywiście w przyszłym tygodniu jest tego dwa razy więcej.
Tak więc jak porządny kujon, którym nie ukrywajmy w jakimś stopniu jestem, ale tylko odrobinkę, po popołudniu spędzonym w łóżku, po nafaszerowaniu się tabletkami na grypę, ból głowy i tak dalej, stwierdziłam że wystarczy dobrego i trzeba wziąć się do roboty. Na pierwszy ogień poszło maturalne czytanie ze zrozumieniem, które było na zadanie z polskiego. Jeszcze czeka mnie kilka projektów na angielski zawodowy...
A morał z tego piękny i maturzystom znany - spróbuj zrobić sobie kilka dni wolnego, a zaległościami będziesz zasypany.
0 komentarze: