Kasztanowa niszczy dziennik - zaczynamy!

17:23 Unknown 1 Comments


Kiedy pierwszy raz przeczytałam czym jest "zniszcz ten dziennik" od razu pomyślałam, że to nic dla mnie. Książki kocham, czytam nałogowo i dbam o nie jak tylko mogę. Zero zagiętych rogów czy plam. Jednak kiedy z każdym dniem widziałam jaką furorę "zniszcz ten dziennik" robi wśród moich znajomych zaczęłam się zastanawiać, czy moje pierwsza opinia nie była błędem. I tak właśnie ja również zapragnęłam przekonać się, skąd miano światowego bestsellera. Nawet nie zdążyłam o tym nikomu powiedzieć, a już przyszły święta i znalazłam egzemplarz tylko dla mnie pod choinką. Jak wielka była moja radość! Oczywiście przeglądając zawarte w nim zadania łapałam się za głowę powątpiewając, czy dam radę ten jeden raz pokonać swój wrodzony szacunek do książek.

I tak właśnie zaczyna się moja przygoda z niszczeniem dziennika. Co sobotę na blogu będzie pojawiać się relacja, jak poradziłam sobie z poszczególnymi stronami, a póki co, zaczniemy od samego początku, czyli ostrzeżenia. Nie przeraża mnie w nim nic, oprócz przyszłego opłakanego stanu książki. Ale ostatnie zdane daję mi nadzieję, że będzie to dla mnie naprawdę cenne doświadczenie.


No to lecimy - pierwsza strona, gdzie trzeba już coś robić. Pff, podpis, co to takiego.


Ale chwila... podpisać się białym kolorem? Tylko czy ja mam coś białego? Kreda? Nieee, pokruszy się. Pastele? Nie, wszystko się rozmaże. To może... biała kredka? (Znalazła się w piórniku sprzed lat).


Ok, idziemy dalej. Wpisz swoje imię nieczytelnie - robi się. Może nie jest aż tak bardzo nieczytelne jak mój podpis na dowodzie, ale tego nie da się ani powtórzyć, ani przebić ;)


 Następna wersja podpisu, czyli małe litery. Nic strasznego.


Przekręcanie wyrazów do tyłu może nie jest dla mnie najłatwiejsze, ale rozwiązałam to pisząc pierwszą literę swojego imienia po prawej stronie i idąc do lewej.


I ostatnie podejście do napisania imienia, czyli zapisanie go niewyraźnie. A tego przypadkiem już nie było? Aaa, było nieczytelnie. No dobra, to próbujemy niewyraźnie. Wyszło niczym sygnatura.


Chyba da się wywnioskować, że nazywam się Karolina? Na dalszej części kartki już podpisałam się wyraźnie, wpisałam też co trzeba i przeszłam dalej.


Jeśli chodzi o ponumerowanie stron, zdałam się na swój pierwszy, może nie do końca logiczny pomysł, ale to chyba nie o logikę chodzi. Tak więc moją pierwszą stroną została strona 10 i szłam w dół, aż do 1. A obok jedynki, pojawiła się ... 20, która zeszła do 11. Czyli obok 11 jest 30, która schodzi do 21. Chyba całkiem zrozumiałe?


Strony będę wykonywać bez określonej kolejności, losując numerek. Jaką stronę wylosuję, taką zrobię, a efekty będąc trafiać tutaj co sobotę. Nie mam pojęcia jak sobie z tym poradzę, czy faktycznie mogę liczyć na swoją kreatywność, ale liczę przede wszystkim na dobrą zabawę.

1 komentarz:

  1. No no no :) Mikołajowa się cieszy, że tak bardzo trafiła :) Jaka to radość dawać prezent i widzieć, jak ktoś się z niego cieszy :D Będę zaglądała tu co sobotę, bo jestem bardzo ciekawa, jak będzie wyglądał dziennik po zniszczeniu ;) Życzę Ci dużo nielogicznej kreatywności i wiele zabawy przy niszczeniu kolejnych stron!! :)

    OdpowiedzUsuń