Gdzie mi ten czas ucieka? - Maturo, nadchodzę!
Coś mi mówi, że to już najwyższy czas, żeby poważnie zabrać
się za naukę. Niestety to coś, co można nazwać moim sumieniem bardzo skutecznie
wywołuje u mnie poczucie winy. Bo przecież mogłam uczyć się systematycznie od
września, albo chociaż od stycznia, czy tam od ferii. Okazji było sporo, ale
moich chęci – stanowczo za mało.
Ale nie ma co płakać. W końcu i mnie coś ruszyło, więc
wzięłam się do roboty. O matematykę się już tak bardzo nie martwię, bo od
stycznia chodzę na korepetycje, dzięki którym regularnie ćwiczę i przypominam
sobie co i jak, a poza tym ja sama już wariuje na tyle, że codziennie wieczorem
rozwiązuje sobie jedną maturkę z matematyki. Zaczęło się tydzień temu, z nudów
się za to zabrałam i jakoś tak następnego dnia znowu, później jeszcze raz i
weszło mi to w nawyk. Dość dobry trzeba przyznać, ale z drugiej strony skłania
mnie to do przemyśleń, czy nie stresuje się już trochę za bardzo, bo taka miłość
do matematyki to raczej dziwne zjawisko u mnie.
Jeśli chodzi o resztę, to niestety tak dobrze nie idzie. Z
wosu wiem jeszcze stanowczo za mało, a prezentacja z polskiego też się sama nie
napisze. Generalnie to zaczynam powoli panikować, przynajmniej jest to dla mnie
jakaś motywacja, żeby wreszcie zacząć działać. Studia czekają! No właśnie…
naszły mnie pewne wątpliwości. Oczywiście nie co do kierunku, bo nadal mi się
marzy. Chodzi bardziej o całą kwestię jak to zrobić żeby pogodzić studia z
pracą i to taką pracą, żeby mieć gdzie mieszkać i za co żyć. Dość ciężka
sprawa, na szczęście mam jeszcze na tyle czasu żeby coś wymyślić.
Zobaczyłam też już listę z terminami wszystkich matur. Moją
minę, kiedy zobaczyłam że na prezentację z j.polskiego wchodzę o 8 można sobie
tylko wyobrazić. Wizja wyspanych nauczycieli, którzy chętnie wypytają pierwszą
osobę tego dnia i będą prześcigać się w pomysłach na gorsze pytanie dotyczące
którejś z lektur tylko siedzi mi w głowie od kilku dni i nie chce wyjść. No ale
może tak źle nie będzie…
Jedyny pozytyw, który widzę w tak szybko mijających
miesiącach jest to zbliżający się 24 kwietnia, czyli zakończenie roku
szkolnego. W końcu!
Tak więc dzisiaj zakończę tym jakże pozytywnym akcentem.
Jedno jest pewne – koniec obijania, więcej działania. I jakoś to będzie.

0 komentarze: