Fujifilm instax mini 7s

21:36 Unknown 0 Comments

Fotografować uwielbiam od dzieciństwa. Jako mała dziewczynka rozwieszałam na szafie w przedpokoju prześcieradło, ustawiałam gdzieś bo bokach lampki, dobierałam Siostrze ubrania i robiłyśmy sesję. Obie miałyśmy z tego korzyści - ja się uczyłam, a moja starsza Siostra miała kilka naprawdę fajnych zdjęć. Oczywiście jak na możliwości naprawdę kiepskich cyfrówek, z których korzystałam przez długie lata udowadniając wszystkim, że wystarczą chęci, odrobina kreatywności i ogromna cierpliwość, żeby nawet kiepskim aparatem wyczarować jakieś ładne zdjęcie.
Z biegiem lat sama zauważyłam, że bardziej niż fotografia ludzi interesuję mnie fotografia makro przyrody - "Kwiatki i pszczółki", jak to zawsze Moja Mama nazywała. A tymczasem ja, siedząc na ogródku potrafiłam zrobić sto zdjęć motylowi siedzącemu na kwiatku - i wbrew wszystkiemu, są to zdjęcia, które pomimo że robione cyfrówką (aczkolwiek już dużo lepszą od tych pierwszych), do dzisiaj są moją dumą.

Tyle o mnie, teraz do konkretów. Przeglądając kiedyś gazetę, trafiłam na krótką recenzję Fujifilm Instax 8. Zwróciłam na to szczególną uwagę, bo zaciekawił mnie wygląd aparatu, dość niska cena i przede wszystkim fakt, że jest to aparat typu polaroid. Nie zastanawiałam się długo, następnego dnia zamówiłam już swojego. Zdecydowałam się na instaxa 7s w kolorze białym, do którego dostałam dwa filmy, a wszystko w cenie 200zł, więc złapałam naprawdę korzystną okazję. Było to ponad rok temu, ale z tego co widziałam ceny niewiele spadły.

Tak aparat prezentuje się z przodu:


A tak z tyłu:


Załącza się go poprzez wyciągnięcie obiektywu:


Pozostaje tylko odczekać aż zapali się zielona lampka i można robić zdjęcie:


Z tyłu znajduję się licznik ile pozostało nam zdjęć do zrobienia:


A także wizjer:


Za to u góry mamy pokrętło do wybrania odpowiedniego trybu fotografowania:
Do wyboru mamy zdjęcia w domu, oraz na zewnątrz - w dzień pochmurny, słoneczny oraz bardzo słoneczny.


Tuż obok znajduje się szczelina, przez którą wysuwa się zrobione zdjęcie:


Tak jak wspominałam, instaxa mam od roku, więc znamy się już całkiem dobrze. Chciałabym zaznaczyć, że do dzisiaj nie żałuję wydanych pieniędzy, a radości mam z niego masę. Nie chce opisywać tego aparatu w kategorii plusów i minusów, bo uważam, że każdy odbiera wszystko trochę inaczej, ale jeśli chodzi o to, na co zwróciłam uwagę:

  • Cena filmu to ok. 30zł. Z jednego filmu możemy wykonać 10 zdjęć, czyli koszt jednego zdjęcia wyniesie nas 3zł.
  • Płacąc tyle za jedno zdjęcie nie robi się ich tak dużo jak cyfrówką czy lustrzanką, wręcz się zastanawia czy warto je zrobić czy nie. Jak dla mnie to super sprawa, bo uczy też robienia przemyślanych zdjęć.
  • Jakość zdjęć nie powala na kolana, ale jest zadowalająca. W trybie domowym zdjęcia zawsze wychodzą mi strasznie ciemne, za to podczas słonecznego dnia, zamiast pięknego, błękitnego nieba wyszło mi ono białe. To niestety wymaga wyczucia.
  • Wizjer jest przesunięty na prawą stronę aparatu, nie jest tuż nad obiektywem, przez co robiąc zdjęcie trzeba brać poprawkę na to, że obiektyw jest bardziej skierowany na lewo, niż my widzimy. Ciężko mi się nad tym zastanawiać za każdym razem i kombinować, jak będzie dobrze.
  • Jest to aparat bardziej na imprezy niż na co dzień.
  • Zdjęcie tuż po wyjściu z aparatu jest całe białe, dopiero z czasem nabiera kolorów i to oczekiwanie co wyszło ze zdjęcia przypomina mi oczekiwanie na możliwość odpakowania prezentów w święta ;)

0 komentarze: