To tylko próbne... - maturo, nadchodzę!

13:06 Unknown 0 Comments


Po wyświetleniach widzę, że to wpisy maturalne cieszą się dużą popularnością, dlatego postanowiłam kontynuować temat - pisząc we wrześniu pierwszy wpis z tej serii nie byłam pewna, "czy się przyjmie" i była to tylko próba. Zaskoczyło mnie tak duże zainteresowanie tematem, w którym piszę głównie o sobie, ale to pozytywne zaskoczenie. Oczywiście, tego zainteresowania nie widać w komentarzach, których póki co pojawia się niewiele, ale wyświetlenia mówią swoje i dają mi ogromną radość. Każdy czytelnik to dla mnie powód do dumy i inspiracja do dalszych działań.

Przechodząc do tematu. Nie wiem jak tempo sprawdzania próbnych matur wygląda w innych szkołach, ale w mojej poszło to wyjątkowo szybko i wyniki z matematyki i angielskiego już mamy. Razem z wynikami z matmy przyszło załamanie - nie zdało 20 na 25 osób z klasy. Tak, 20 osób miało poniżej 30%. To straszny wynik, który dobił wszystkich. Tylko czy to na pewno nasza wina? Ok, rozumiem, można było się bardziej starać, przyłożyć się, systematycznie ćwiczyć z domu. Ale nie wmówi mi nikt, że to też nie jest wina nauczyciela, który niezbyt dobrze tłumaczy, wymaga wiedzy na sprawdzianach, bez zadawania zadań domowych czy używania podręcznika na lekcji. Nie żartuje, tak czterech lat u mnie tak wygląda matematyka, więc nie dziwi mnie to, że tyle osób nie zdało. W tym oczywiście ja, przyznaje się do tego z lekkim zażenowaniem, bo po prostu mi wstyd, że tak słabo mi poszło, szczególnie, że ocen najgorszych nie mam i nie, nie dzięki ściąganiu. Pomimo tego, że to tylko próbna, jak wmawiałam sobie ja i wmawiali mi wszyscy, załamałam się. Najpierw byłam wściekła, a potem po prostu chciało mi się płakać, bo zawiodłam się sama na sobie. Jestem ambitna, może trochę zbyt ambitna, zawsze byłam w gronie lepszych uczniów, a tu matmy nie zdać? Jest mi wstyd do teraz. Całe szczęście, trochę już ochłonęłam, ułożyłam to sobie i stwierdziłam - nie ma co się załamywać. Jest źle, ale po prostu muszę ćwiczyć. Choćby codziennie, po parę zadań, ale muszę próbować, muszę rozwiązywać matury, muszę robić wszystko, żeby zdać. I od tych paru dni trzymam się tego, robię sporo zadań,  po prostu walczę z sobą, swoim lenistwem i swoimi zaległościami. Bo wiedza sama z siebie nie przychodzi. No i żeby nie mieć liczonej jedynki do średniej z dość duża wagą, muszę poprawić tą maturę na te 30%, wtedy nie będę miała liczone nic. A kiedy mam to poprawić? A no w środę. Owszem, w najbliższą środę. Czy ktokolwiek wierzy, że dam radę? 

Można by zapytać, po co o tym piszę, po co sama siebie kompromituje? A po to, żeby pokazać, że trzeba walczyć. To tylko próbna, ale skoro jej się nie zdało, to jest jeszcze czas, żeby pracować nad tym, żeby w maju zdać. Trzeba się po prostu zmobilizować, wziąć za siebie i działać. Wszystko jest możliwe, nawet to nieosiągalne 30% z matmy. Działajmy i jakoś to będzie.

0 komentarze: