To tylko próbne... - maturo, nadchodzę!
Po wyświetleniach widzę, że to wpisy
maturalne cieszą się dużą popularnością, dlatego postanowiłam kontynuować temat
- pisząc we wrześniu pierwszy wpis z tej serii nie byłam pewna, "czy się
przyjmie" i była to tylko próba. Zaskoczyło mnie tak duże zainteresowanie
tematem, w którym piszę głównie o sobie, ale to pozytywne zaskoczenie.
Oczywiście, tego zainteresowania nie widać w komentarzach, których póki co
pojawia się niewiele, ale wyświetlenia mówią swoje i dają mi ogromną radość.
Każdy czytelnik to dla mnie powód do dumy i inspiracja do dalszych działań.
Przechodząc do tematu. Nie wiem jak tempo
sprawdzania próbnych matur wygląda w innych szkołach, ale w mojej poszło to
wyjątkowo szybko i wyniki z matematyki i angielskiego już mamy. Razem z wynikami
z matmy przyszło załamanie - nie zdało 20 na 25 osób z klasy. Tak, 20 osób
miało poniżej 30%. To straszny wynik, który dobił wszystkich. Tylko czy to na
pewno nasza wina? Ok, rozumiem, można było się bardziej starać, przyłożyć się,
systematycznie ćwiczyć z domu. Ale nie wmówi mi nikt, że to też nie jest wina
nauczyciela, który niezbyt dobrze tłumaczy, wymaga wiedzy na sprawdzianach, bez
zadawania zadań domowych czy używania podręcznika na lekcji. Nie żartuje, tak
czterech lat u mnie tak wygląda matematyka, więc nie dziwi mnie to, że tyle
osób nie zdało. W tym oczywiście ja, przyznaje się do tego z lekkim
zażenowaniem, bo po prostu mi wstyd, że tak słabo mi poszło, szczególnie, że
ocen najgorszych nie mam i nie, nie dzięki ściąganiu. Pomimo tego, że to tylko
próbna, jak wmawiałam sobie ja i wmawiali mi wszyscy, załamałam się. Najpierw
byłam wściekła, a potem po prostu chciało mi się płakać, bo zawiodłam się sama
na sobie. Jestem ambitna, może trochę zbyt ambitna, zawsze byłam w gronie
lepszych uczniów, a tu matmy nie zdać? Jest mi wstyd do teraz. Całe szczęście,
trochę już ochłonęłam, ułożyłam to sobie i stwierdziłam - nie ma co się
załamywać. Jest źle, ale po prostu muszę ćwiczyć. Choćby codziennie, po parę
zadań, ale muszę próbować, muszę rozwiązywać matury, muszę robić wszystko, żeby
zdać. I od tych paru dni trzymam się tego, robię sporo zadań, po prostu
walczę z sobą, swoim lenistwem i swoimi zaległościami. Bo wiedza sama z siebie
nie przychodzi. No i żeby nie mieć liczonej jedynki do średniej z dość duża
wagą, muszę poprawić tą maturę na te 30%, wtedy nie będę miała liczone nic. A
kiedy mam to poprawić? A no w środę. Owszem, w najbliższą środę. Czy ktokolwiek
wierzy, że dam radę?
Można by zapytać, po co o tym piszę, po co sama
siebie kompromituje? A po to, żeby pokazać, że trzeba walczyć. To tylko próbna,
ale skoro jej się nie zdało, to jest jeszcze czas, żeby pracować nad tym, żeby
w maju zdać. Trzeba się po prostu zmobilizować, wziąć za siebie i działać.
Wszystko jest możliwe, nawet to nieosiągalne 30% z matmy. Działajmy i jakoś to
będzie.

0 komentarze: