Po prostu przyjdź - maturo, nadchodzę!
Jest się z czego cieszyć - koniec szkoły już za tydzień, a wszystkie oceny mam już wystawione. W końcu! Tak długo na tą chwilę czekałam, a teraz nie mogę uwierzyć, że nadchodzi. To niesamowite, ta świadomość że czeka mnie zupełnie inne życie, z dala od tego, co denerwowało mnie przez ostatnie lata najbardziej. No ale żeby nie było bez ostatecznego kopa, musiało się okazać, że kończę czwartą klasę z czerwonym paskiem - wow! To aż niemożliwe, że się udało, ale chwila... A no pewnie, na koniec technikum liczy się średnia z całych czterech lat, czyli mój pasek idzie w zapomnienie. Nie ma co, staranie o dobre oceny się opłaciło.
Ale koniec szkoły oznacza ... tak jest, matura! To również kwestia najbliższych tygodni. O dziwo, moje nastawienie jakoś bardzo konkretnie się zmieniło, bo z postawy "o rany, czas ucieka a ja nic nie umiem" przeszłam na postawę "co będzie to będzie, ale chce mieć to za sobą". Z pozoru stresu nie ma, niestety moja podświadomość chyba uważa inaczej, bo ostatnio moim małym zwyczajem stały się pobudki pomiędzy trzecią a czwartą w nocy, kiedy to budzę się cała spięta i z bolącym żołądkiem. Z takimi objawami kto by nie chciał mieć tej matury za sobą...
Niestety, może nie jestem teraz w najlepszej formie, ale liczę na to, że szybko się to zmieni. Skończę szkołę, więc przybędzie mi czasu i będę mogła spokojnie zająć się przygotowaniami do matury, a w przerwach odprężać się przy tym co lubię najbardziej - będę czytać książki, wyżywać się twórczo... dobra, kogo ja chce oszukać - pewnie całe dnie będę oglądać Grę o Tron. No cóż, z dobrym serialem nie wygram.
Ach, a dla wszystkich niecierpliwych mam specjalną nowinę - w sobotę powrócą moje zmagania z niszczeniem dziennika! Co innego mogłoby być lepsze na odreagowanie stresu przedmaturalnego?
0 komentarze: