Wszystko o pisemnych - maturo, nadchodzę!

20:39 Unknown 0 Comments


Spodziewałam się po sobie, że tuż przed  maturami będę bardzo zestresowana. I faktycznie, w trakcie majówki lekkie nerwy zaczęły się pojawiać, więc sądziłam, że będzie tylko gorzej. Ale o dziwo noc przed pierwszym dniem matur przespałam zupełnie spokojnie, a rano wstałam jakby nigdy nic. I pojechałam. 

A potem to już poszło wszystko strasznie szybko – wylosowałam miejsce, usiadłam, przyszły arkusze, zaczęliśmy pisanie, a ja szybko patrzę na wypracowania – a tam nic innego jak Dziady cz.III. O nieee. No nic, przynajmniej już wiedziałam jaka jest lektura, więc zabrałam się za czytanie ze zrozumieniem (które było całkiem w porządku) i w międzyczasie przypominałam sobie ogólną treść Dziadów. I wszystko było dobrze, do momentu w którym dokładnie nie przeczytałam tematów wypracowań. Bo pierwszy odnosił się do fragmentu „Z legend Dawnego Egiptu” i ogólnie kusiło mnie żeby go napisać, ale oceniłam swoje możliwości i stwierdziłam, że nie wyciągnę z tego więcej niż 150 słów, a to troszkę za mało. No więc został drugi temat, czyli  ta nieszczęsna lektura. No tylko niespodzianka, bo temat opierał się na porównaniu portretu matek nie tylko na podstawie „Dziadów”, ale także „Ziela na kraterze”. Ok., czyli dwa tematy i dwa teksty których znajomość nie jest wymagana. Świetnie, musiałam odbyć szybką walkę ze sobą z którego jestem w stanie więcej wyciągnąć, po czym zabrałam się za pisanie tych portretów matek modląc się w duchu o to, żeby moja decyzja wyszła na dobre.

Przed matematyką też nie stresowałam się jakoś specjalnie. Pojawiła się myśl, że głupio by było żeby pieniądze przeznaczone na korepetycje i czas, który poświęciłam na naukę nie tylko na korepetycjach ale też we własnym zakresie poszedł na marne, ale wyszłam z założenia, że co ma być to będzie i trudno. Dostałam arkusz i pierwsze zadanie zrobiłam, drugie też, trzecie też… no i jakoś to szło do przodu. Wychodząc z sali byłam raczej nastawiona na opcje, że nie poszło mi świetnie, ale patrząc teraz na to powinnam od razu się zorientować że nie mogło być tak źle, skoro były może dwa zadania których nie umiałam rozwiązać, a zwykle bywało więcej takich, przy których musiałam się nieco namęczyć a i nie zawsze wychodziło. No ale oczywiście tego nie wzięłam pod uwagę i sama nie byłam pewna co to będzie. Oczywiście w tym wypadku nie mogłam się powstrzymać i odpowiedzi sprawdziłam później na internecie, a gdy zobaczyłam, że wygląda na to że spokojnie zdałam, oszalałam po prostu. Szczęście ogromne, ulga i po prostu kamień z serca.

Jako że z angielskim problemów specjalnych nie miałam nigdy, maturą też się nie przejmowałam. Słuchanie było w porządku, czytanie też, ale pisanie troszkę mi nie podeszło, bo długi list o biegu ulicznym jakoś tak niespecjalnie do mnie przemówił. Ale co zrobić, napisałam co trzeba, sprawdziłam czy nie zrobiłam jakiś strasznych błędów i oddałam. Odpowiedzi sprawdziłam, więc wiem że całą tą część ze słuchaniem i czytaniem mam bezbłędnie, a jak to będzie z pisaniem to się już zobaczy.


I oczywiście wos, czyli mój największy koszmar. Tu już stres był, ale nie było paniki przynajmniej. Dobrze wiedziałam, że nie jestem specjalnie przygotowana i wszystko zależy od tego, czy podejdzie mi temat wypracowania, bo jeśli tak, to mam szanse wybrnąć. Generalnie dużą nadzieję wiązałam z czytaniem ze zrozumieniem, ale ostatecznie wydaje mi się, że łatwiejszy od tego czytania był już test, poważnie. Ale wypracowanie mi pasowało, całkiem porządnie się rozpisałam, więc może mam szanse.

0 komentarze: