Kasztanowa niszczy dziennik - kilka dziennikowych zmian.
Ostatni tydzień był niesamowicie zakręcony, matura i te sprawy, ale o tym wszystkim opowiem w kolejnym maturalnym wpisie. A dzisiaj kilka słów o dzienniku. Niszczenia jako takiego w tym tygodniu nie będzie, bo gdzieś w trakcie wszystkich zadań wykonywałam inne, takie poboczne, kilka innych rzeczy trochę zmieniłam, więc czas w końcu to wszystko pokazać.
Zaczęłam od ozdabiania okładki, ale że podoba mi się sama w sobie i nie chciałam zupełnie zmieniać jej wyglądu, postanowiłam nakleić na nią naklejkę z różowym ptaszkiem i dorysować obok niego trzy maleńkie serduszka, które są nieco zlane z tłem, ale da się je dojrzeć na zdjęciu powyżej. No i chyba jasne już jest jakie zadania wykonywałam:
W przeciwieństwie do bardzo delikatnej ozdoby okładki, na stronie tytułowej dzieje się prawdziwe
szaleństwo. Nic tam nie ma konkretnego sensu czy znaczenia, po prostu za każdym razem coś tam sobie dorysowywałam, a że pewnego dnia chwyciła mnie mania na rysowanie gwiazdek... no cóż:
Oczywiście szaleństwo musiało skończyć się drobnym urazem, w postaci dziury w kartce, ale myślę że jakoś to przeżyjemy ;)
Kolejna jest strona ze wskazówkami, która nabrała troszkę kolorów w postaci wypełnienia literek, a także dwóch poziomych linii na górze i dole kartki.
No i tak spodobały mi się te kolorki, że od razu pojawiły się w różnych innych miejscach w dzienniku:
A teraz jeszcze kilka drobnych poprawek do wcześniejszego "niszczenia".
Tutaj zawijałam sekretną wiadomość w kartkę. Ale żeby było to wiadome, narysowałam w rogu malutką kopertę. I od razu wszystko jasne. Szaleństwo, co? :)
A znowu tutaj były artykuły biurowe, ale jakoś tak nudno to wyszło, dlatego dodałam tam kilka innych elementów, takich jak: dziurki prosto z dziurkacza, zszywacze, więcej zszywaczy i na koniec wszystko co było w moim dziurkaczu.
W rezultacie strona wygląda tak:
I ostatnia poprawka, czyli wylana herbata prosto z ostatniego niszczenia dziennika. Strona nie nabrała konkretnego koloru, była tylko troszkę pofalowana, więc moja plama również nabrała koloru:
Z poprawek to już wszystko, ale jeszcze mam do pokazania stan grzbietu mojego dziennika, który wyginam jak tylko się da, ale na razie jakoś się jeszcze trzyma.
I to już chyba wszystko, jakieś wszelkie zmiany i poprawki na pewno będę jeszcze udostępniać. A ja w najbliższym czasie napiszę coś o maturze, jak to było, jak sobie poradziłam i czy było tak strasznie, a już następny wpis dziennikowy wraca do normalnego trybu, czyli relacja z wykonanego zadania.
0 komentarze: